środa, 14 sierpnia 2013

Dział III

-To co robimy? – zapytał Jacob.
-Ja myślę, że jest dobry, tylko należy go trochę podszkolić. – stwierdził Miki patrząc w zamyśleniu na sporego pająka zabierającego się za motyla, który nieopatrznie wplątał się w jego sieć.
-Czyli, wnioskując z dzisiejszych zmagań, jest dobrze wysportowany, tylko brakuje mu kondycji. – podsumował Joe, szef grupy.
-A na dodatek świetnie pływa, jak pamiętamy z pierwszego spotkania nad jeziorem. – dodał Oscar.
-Nie wiem czy to wystarczająco dużo argumentów, żebyśmy go przyjęli. – odezwał się Patrick  - Przypomnijcie sobie jego porażkę z dzisiejszego poranka.
-Pokonałeś go, bo znalazł się na ringu z zaskoczenia. Nie wiedział co się dzieje więc nie dziwię się, że przegrał.- wtrącił Miki.
-Przecież można go nauczyć jak się bić – dodał z pośpiechem John, widząc, że Patrick otwiera usta aby zacząć sprzeczkę z Mikim.
-Dobra – podsumował Joe - Czyli tak: jutro wieczorem zrobimy napad na pobliski kiosk. Tym razem Christopher zostanie uprzedzony, więc nie widzę żadnego problemu. W czasie akcji będziemy się przyglądać jak sobie radzi. I wtedy ostatecznie stwierdzimy, czy nadaje się na nowego członka gangu czy też nie.
·          
                Śniłem o tysiącach gangów które goniły mnie i mierzyły we mnie przeróżnymi spluwami. Ten sen był równie męczący jak dzień który ledwie co przetrwałem.
                Obudziło mnie pukanie do drzwi. Odetchnąłem z ulgą, że koszmar już zniknął i podniosłem się, aby otworzyć. Nagle chwycił mnie bardzo ostry skurcz w przedramieniu. Kiedy gorączkowo próbowałem go rozmasować, dostałem kolejnego, tym razem łydki. Myślałem, że oszaleję. Ten, kto czekał za drzwiami musiał być bardzo cierpliwy, bo nie zapukał ponownie tylko spokojnie czekał, aż otworzę cholerne drzwi.
-Tak?
-Cześć, mam ci coś ważnego do powiedzenia.- niezwykle cierpliwą osobą okazał się być brunet.
-Jasne, wchodź.
                Właśnie w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że musi być niesamowicie późno. Za oknem zauważyłem świecący księżyc, a gdy zerknąłem na zegarek w telefonie ten wskazywał na kilka minut po północy.
Brunet usiadł na fotelu, natomiast ja na łóżku. Spojrzałem na niego pytająco.
-Słuchaj. Jutro, a raczej dzisiaj, planujemy zrobić napad na kiosk. Jestem tu by cię poinformować, że będziesz brał w nim udział.
                Poinformować? No w końcu o czym kol wiek mnie uprzedzają…
-Po cholerę ten napad?- wiedziałem, że zadaję się z bandą kryminalistów, a mimo tego to co usłyszałem troszkę mną wstrząsnęło.
-Tak ogólnie. Właściciel kiosku trochę nas ostatnio wkurzył, więc nastraszymy go troszkę i co nieco zwędzimy. Taka tam mała zabawa. – uśmiechnął się lekko.
                Zabawa?! Zajebiście… W co ja się wpakowałem?!
-O której to ma być?- zapytałem z zażenowaniem, próbując choć trochę ukryć wewnętrzny niepokój.
-Jakoś tak przed północą, zważywszy, że jest to kiosk otwarty całą dobę. Wszystko z tobą w porządku?
-C- co? Tak, jasne. – przez chwilę wpatrywałem się w jeden punkt i widocznie to przykuło jego uwagę. – Zastanawiałem się, co mam powiedzieć rodzicom. Nie są przyzwyczajeni do tego, że znikam na tak długi czas bez słowa wyjaśnienia.
-A, rozumiem. Wiesz co? Nie masz się czym martwić, jutro po południu wybierzemy się do nich i jakoś się usprawiedliwisz. – Do Moich rodziców…? Boże, jaki on beztroski…
-Ale jak? Mam powiedzieć, że poznałem nowych znajomych i od teraz zamierzam z nimi na stałe zamieszkać? Proszę cię…
                Brunet zastanowił się chwilę.
-No, może rzeczywiście trochę głupio brzmi. Jutro obmyślimy coś normalnego.
                Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Skądś dobiegały nas stłumione odgłosy głośnej muzyki. Zastanawiałem się, kto tutaj słucha heavy metalu.
-Możesz do nich napisać albo zadzwonić?
-Pewnie.
-To zrobimy tak: wyjaśnisz, że zatrzymałeś się u jakiegoś znajomego, którego oni nie znają. Powiesz im, że ma straszne kłopoty i wolisz nie zostawiać go teraz samego. Zapewnisz, że wrócisz jutro wieczorem.
-I myślisz, że to kupią?
-Nie wiem, to są twoi rodzice, nie moi. Znasz ich lepiej. Ale sądzę, że jest to w miarę przekonująca gadka.– wstał. – Dobra, późno się już zrobiło. Przyjdę po ciebie jutro rano, ok?- skierował się w stronę drzwi. Również wstałem.
-Dzięki. Czasem się zastanawiam co ty tutaj robisz. W ogóle do nich nie pasujesz.
-Mówisz o Joe i reszcie? Jakbyś poznał moją przeszłość, zmieniłbyś zdanie. – odparł z uśmiechem - Do jutra, Chris.
-Na razie, eee…
-No widzisz, nawet mnie nie zdążyli przedstawić. Jestem Jacob.
-Halo? Mamo? Tak wiem, że się martwisz, ale nie mogłem wcześniej zadzwonić. Byłem w szpitalu… Nie! Mnie nic nie jest. Jak wracałem znad jeziora, zobaczyłem, jak jacyś faceci biją Kyle’ a. Jak do nich krzyknąłem to od razu uciekli… Był poważnie ranny. Zostałem z nim w szpitalu… co? Nie, na szczęście nic poważnego… Nie zadzwoniłem, bo jak przyjechaliśmy do jego domu byłem tak wyczerpany, że od razu zasnąłem… Nie mogę jutro wrócić! Wolałbym jeszcze z nim zostać, mimo wszystko nie wygląda specjalnie dobrze… Tak wiem. Przepraszam. Tak, obiecuję. Dobranoc… Czekaj! Tylko nie dzwoń do jego rodziców, są zestresowani wypadkiem… Tak? Dzięki… Na razie.
                Rozłączyłem się i głośno wypuściłem z płuc powietrze. Udało się… A swoją drogą, ten Jacob musi być niezwykle inteligentny. Wpadł na naprawdę dobre rozwiązanie. Nie wiem, czy sam wymyśliłbym cokolwiek co mogłoby ich przekonać.
                Rzuciłem się z powrotem na łóżko i wśród odległych, ostrych brzmień metalu i dziwnych jęków dochodzących z równie daleka, usnąłem.

                

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz