-To co robimy? – zapytał Jacob.
-Ja myślę, że jest dobry, tylko należy go trochę podszkolić.
– stwierdził Miki patrząc w zamyśleniu na sporego pająka zabierającego się za
motyla, który nieopatrznie wplątał się w jego sieć.
-Czyli, wnioskując z dzisiejszych zmagań, jest dobrze
wysportowany, tylko brakuje mu kondycji. – podsumował Joe, szef grupy.
-A na dodatek świetnie pływa, jak pamiętamy z pierwszego
spotkania nad jeziorem. – dodał Oscar.
-Nie wiem czy to wystarczająco dużo argumentów, żebyśmy go
przyjęli. – odezwał się Patrick -
Przypomnijcie sobie jego porażkę z dzisiejszego poranka.
-Pokonałeś go, bo znalazł się na ringu z zaskoczenia. Nie
wiedział co się dzieje więc nie dziwię się, że przegrał.- wtrącił Miki.
-Przecież można go nauczyć jak się bić – dodał z pośpiechem
John, widząc, że Patrick otwiera usta aby zacząć sprzeczkę z Mikim.
-Dobra – podsumował Joe - Czyli tak: jutro wieczorem zrobimy
napad na pobliski kiosk. Tym razem Christopher zostanie uprzedzony, więc nie
widzę żadnego problemu. W czasie akcji będziemy się przyglądać jak sobie radzi.
I wtedy ostatecznie stwierdzimy, czy nadaje się na nowego członka gangu czy też
nie.
·
Śniłem
o tysiącach gangów które goniły mnie i mierzyły we mnie przeróżnymi spluwami.
Ten sen był równie męczący jak dzień który ledwie co przetrwałem.
Obudziło
mnie pukanie do drzwi. Odetchnąłem z ulgą, że koszmar już zniknął i podniosłem
się, aby otworzyć. Nagle chwycił mnie bardzo ostry skurcz w przedramieniu.
Kiedy gorączkowo próbowałem go rozmasować, dostałem kolejnego, tym razem łydki.
Myślałem, że oszaleję. Ten, kto czekał za drzwiami musiał być bardzo cierpliwy,
bo nie zapukał ponownie tylko spokojnie czekał, aż otworzę cholerne drzwi.
-Tak?
-Cześć, mam ci coś ważnego do powiedzenia.- niezwykle
cierpliwą osobą okazał się być brunet.
-Jasne, wchodź.
Właśnie
w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że musi być niesamowicie późno. Za
oknem zauważyłem świecący księżyc, a gdy zerknąłem na zegarek w telefonie ten
wskazywał na kilka minut po północy.
Brunet usiadł na fotelu, natomiast ja na łóżku. Spojrzałem
na niego pytająco.
-Słuchaj. Jutro, a raczej dzisiaj, planujemy zrobić napad na
kiosk. Jestem tu by cię poinformować, że będziesz brał w nim udział.
Poinformować?
No w końcu o czym kol wiek mnie uprzedzają…
-Po cholerę ten napad?- wiedziałem, że zadaję się z bandą
kryminalistów, a mimo tego to co usłyszałem troszkę mną wstrząsnęło.
-Tak ogólnie. Właściciel kiosku trochę nas ostatnio wkurzył,
więc nastraszymy go troszkę i co nieco zwędzimy. Taka tam mała zabawa. –
uśmiechnął się lekko.
Zabawa?!
Zajebiście… W co ja się wpakowałem?!
-O której to ma być?- zapytałem z zażenowaniem, próbując
choć trochę ukryć wewnętrzny niepokój.
-Jakoś tak przed północą, zważywszy, że jest to kiosk
otwarty całą dobę. Wszystko z tobą w porządku?
-C- co? Tak, jasne. – przez chwilę wpatrywałem się w jeden
punkt i widocznie to przykuło jego uwagę. – Zastanawiałem się, co mam
powiedzieć rodzicom. Nie są przyzwyczajeni do tego, że znikam na tak długi czas
bez słowa wyjaśnienia.
-A, rozumiem. Wiesz co? Nie masz się czym martwić, jutro po
południu wybierzemy się do nich i jakoś się usprawiedliwisz. – Do Moich
rodziców…? Boże, jaki on beztroski…
-Ale jak? Mam powiedzieć, że poznałem nowych znajomych i od
teraz zamierzam z nimi na stałe zamieszkać? Proszę cię…
Brunet
zastanowił się chwilę.
-No, może rzeczywiście trochę głupio brzmi. Jutro obmyślimy
coś normalnego.
Przez
chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Skądś dobiegały nas stłumione odgłosy głośnej
muzyki. Zastanawiałem się, kto tutaj słucha heavy metalu.
-Możesz do nich napisać albo zadzwonić?
-Pewnie.
-To zrobimy tak: wyjaśnisz, że zatrzymałeś się u jakiegoś
znajomego, którego oni nie znają. Powiesz im, że ma straszne kłopoty i wolisz
nie zostawiać go teraz samego. Zapewnisz, że wrócisz jutro wieczorem.
-I myślisz, że to kupią?
-Nie wiem, to są twoi rodzice, nie moi. Znasz ich lepiej.
Ale sądzę, że jest to w miarę przekonująca gadka.– wstał. – Dobra, późno się
już zrobiło. Przyjdę po ciebie jutro rano, ok?- skierował się w stronę drzwi.
Również wstałem.
-Dzięki. Czasem się zastanawiam co ty tutaj robisz. W ogóle
do nich nie pasujesz.
-Mówisz o Joe i reszcie? Jakbyś poznał moją przeszłość,
zmieniłbyś zdanie. – odparł z uśmiechem - Do jutra, Chris.
-Na razie, eee…
-No widzisz, nawet mnie nie zdążyli przedstawić. Jestem
Jacob.
-Halo? Mamo? Tak wiem, że się martwisz, ale nie mogłem
wcześniej zadzwonić. Byłem w szpitalu… Nie! Mnie nic nie jest. Jak wracałem
znad jeziora, zobaczyłem, jak jacyś faceci biją Kyle’ a. Jak do nich krzyknąłem
to od razu uciekli… Był poważnie ranny. Zostałem z nim w szpitalu… co? Nie, na
szczęście nic poważnego… Nie zadzwoniłem, bo jak przyjechaliśmy do jego domu
byłem tak wyczerpany, że od razu zasnąłem… Nie mogę jutro wrócić! Wolałbym
jeszcze z nim zostać, mimo wszystko nie wygląda specjalnie dobrze… Tak wiem.
Przepraszam. Tak, obiecuję. Dobranoc… Czekaj! Tylko nie dzwoń do jego rodziców,
są zestresowani wypadkiem… Tak? Dzięki… Na razie.
Rozłączyłem
się i głośno wypuściłem z płuc powietrze. Udało się… A swoją drogą, ten Jacob
musi być niezwykle inteligentny. Wpadł na naprawdę dobre rozwiązanie. Nie wiem,
czy sam wymyśliłbym cokolwiek co mogłoby ich przekonać.
Rzuciłem
się z powrotem na łóżko i wśród odległych, ostrych brzmień metalu i dziwnych
jęków dochodzących z równie daleka, usnąłem.