Obudziło mnie jakieś łomotanie. Puściłem przytulaną do tej
pory poduszkę i chwyciłem telefon. Zignorowałem małą kopertę, która wyświetliła
się na ekranie. Spojrzałem na zegarek. Południe… Wygramoliłem się z łóżka i
wszedłem do toalety. O dziwo, kiedy przekręcałem klucz, zamek nawet nie zgrzytnął.
Cała łazienka nie wyglądała na starą, jedyne co rzucało się w oczy to wybite
okno.
Przemyłem twarz lodowatą wodą i
spojrzałem w lustro. Ale ze mnie frajer… to inteligentne spojrzenie wcale nie
zdradza, kim naprawdę jestem.
Zakluczyłem toaletę i zacząłem
kierować się korytarzami w stronę dobiegającego hałasu. Kiedy dotarłem do
salonu, usłyszałem pod sobą łomot. Obszedłem pomieszczenie, szukając
ewentualnego źródła dźwięków. W korytarzu wiodącym do drzwi wejściowych
znalazłem zejście na dół. Powoli zszedłem. Za zakrętem schodów pojąłem skąd
brał się hałas.
Gang urządził sobie bijatykę.
Psychol i blondyn stali na środku i toczyli walkę, a reszta wokół dopingowała.
Zauważyłem, że wszystkie chwyty były dozwolone. Na mojej obojętnej dotąd twarzy
zagościł uśmieszek. Lubiłem bójki, podniecało mnie patrzenie na wysilających
się do bólu facetów.
Stanąłem obok mięśniaka i
obserwowałem walkę. Pot spływał po nagich torsach. Obydwoje ciężko dyszeli.
Wygrywał blondasek.
Dopiero po chwili reszta widowni
dostrzegła moją osobę. Umięśniony łysol szturchnął mnie w ramię i rzekł z
uśmiechem:
-I jak ci się podobają nasze
codzienne poranne treningi?
Spojrzałem na niego. Ta bijatyka
jest ich treningiem? Mają je codziennie?? Super!!!
Po czym niespodziewanie znalazłem
się na ringu. Wyglądało na to, że blondyn pokonał psychola i teraz ja będę
następnym. Szczerze mówiąc wystraszyłem się, widząc w jakim jest stanie.
Oblizywał wargi językiem z miną maniakalnego świra. Pochylony do przodu, sprawiał
wrażenie, jakby zaraz miał się na mnie rzucić.
Właśnie tak zaczął. Gdybym w samą
porę nie użył wszystkich sił, żeby go odepchnąć, wywaliłby mnie na podłogę.
Lekko zdezorientowany nie odważyłem się na atak. Czekałem na jego następny
ruch. Blondyn klasnął w dłonie ze śmiechem i zaczął okładać moją klatkę
pięściami. Chciałem chwycić go za ręce, ale był za szybki. Ograniczyłem się do
cofania. W końcu dostałem w twarz. Od razu poleciałem na ziemię. Co za
skurwiele… jak śmieli… Czy to nie było oczywiste, że nie dam sobie z nim rady?
O co im chodziło?
W jednej sekundzie wszyscy
znaleźli się wokół mnie. Brunet w spiętych włosach podał mi dłoń; chwyciłem ją
z nerwowym uśmiechem. Reszta wybuchła śmiechem.
-Nieźle dałeś mu w kość! –
powiedział szef bandy ledwo powstrzymując swój rechot. Tak silnie klepnął mnie
w plecy, że znów omal nie straciłem równowagi.
Pooglądałem sobie kilka innych
sporów, po czym udaliśmy się do kuchni. Zaczęliśmy pochłaniać jajecznicę z
bekonem, którą zrobił łysol. W ciągu kilku sekund atmosfera po wczorajszym
wieczorze całkowicie się zmieniła, a członkowie gangu opowiedzieli mi pewną
historię.
Kiedyś pewien wychudły i mizerny
chłopaczek, znużony swym życiem, postanowił samotnie zwiedzić świat. Wyruszył
na poszukiwanie siebie. Po drodze poznawał wielu ludzi, z których większość
stanowili przestępcy. Oni pomogli mu zrozumieć system jakim należało się
kierować jeśli mieszkało się na ulicy i chciało się przeżyć. Kradzież i łamanie
prawa. Po krótkim czasie odkrył, że ten sposób na życie bardzo mu się podoba.
Bycie silniejszym, widzieć przerażenie w oczach mijających go przechodniów.
Udało mu się odkryć siebie i zapragnął stworzyć grupę składającą się z ludzi
takich jak on. Chciał razem z nimi szerzyć wokół postrach i ogólny zamęt.
-I tak poznałem Johna- zakończył
swoją swoistą biografię szef, patrząc z uśmiechem na łysola.
-Kiedy go spotkałem i
dowiedziałem się, że trenuje boks, nie mogłem go tak po prostu olać.- ciągnął
dalej- Udało mi się go przekonać, żeby mi towarzyszył. Zaczęliśmy działać
wspólnie szukając nowych członków.
Później dowiedziałem się, jak razem
wyciągnęli Oscara z więzienia. Na początku zdziwiłem się, że nie z
psychiatryka. Kiedy zaczęli opowiadać, dlaczego tam trafił, wprost nie mogłem
uwierzyć. Handlował narkotykami, rabował banki, straszył ludzi bronią, igrał z
policją. Wyglądał na psychola, ale nie na kryminalistę…
-Jak to w pace bywa, zawsze dostawało
się tym nowym. Ja nie dałem sobą pomiatać. Niektórym zaimponowałem, ale
większości się to nie spodobało. Dali mi porządnie w kość, więc od tamtej pory
przyhamowałem. Próbowałem nie rzucać się w oczy, wtopić się w tłum. Jednak
ciągle mnie dręczyli- mówił tak cicho i jakoś dziwnie tajemniczo, ledwo go
słyszałem. Nagle w jego znużonym dotąd spojrzeniu pojawił się błysk. – I wtedy
wybawili mnie Joe z Johnem. Pomogli mi zwiać dosłownie na oczach klawiszy.
Chyba nigdy nie zapomnę tego przedpołudnia…
Później wytłumaczyli mi, że już przed
tym jak trafiłem do więzienia, uważnie przyglądali się moim poczynaniom.
Spodobała im się moja zapalczywość i beztroskość. Łamiąc prawo zawsze
wiedziałem, że prędzej czy później wsadzą mnie do paki…
Spojrzał na szefa z czymś w rodzaju
wdzięczności w oczach. Ten uśmiechnął się do niego z czymś w rodzaju
samozadowolenia. Walnął wielkimi dłońmi w stół.
-Dobra chłopaki, dość tej gadaniny.
Czas na trening! – zagrzmiał, po czym odsunął się od stołu. Skierował się w
stronę drzwi a za nim wywlokła się reszta. Mnie na chwilę zamroczyło. Jaki
trening? Czy poranna bójka nie była wystarczającym ‘treningiem’?
Wyszliśmy na zewnątrz. Chłód sprawił,
że przeszył mną dreszcz. Ech… nie miałem najmniejszego zamiaru się ruszyć. Nie
wiem z jakiej przyczyny czułem się jakoś… ciężko. Najchętniej przespałbym cały
ten dzień.
Gang skierował się na tyły domu. Kiedy
ich dogoniłem coś uzgadniali. Po chwili niemal równocześnie rzucili się biegiem
w stronę lasu. Tylko szef stał przy mnie wyprostowany i z założonymi rękoma
przyglądał się znikającym w oddali sylwetkom.
-Dokąd oni biegną?
-A to ty jeszcze tutaj? – chyba
faktycznie zdziwił się na mój widok – Na co jeszcze czekasz? Ruszaj się! – Joe
bardzo energicznie popchnął mnie do przodu, tak że omal nie wylądowałem na
ziemi po raz drugi tego dnia. Zacząłem biec. Gdybym nie wykonał jego rozkazu
kto wie, co by mu strzeliło do głowy…
Biegłem najszybciej jak tylko
potrafiłem, musiałem ich dogonić. Tylko ja nie wiedziałem co będzie dalej. Nie
wiedziałem dokąd mam biec. Skąd miałem wiedzieć? A jeśli ich znajdę, wystarczy
robić to co oni. W końcu dostrzegłem biegnącego blondyna. Przyśpieszyłem, choć
wiedziałem, że już niedługo nie wytrzymam. Zebrałem ostatnie siły, jakie mi
zostały i wykrztusiłem:
-Daleko jeszcze?
Blondyn obrócił głowę w moją stronę.
-A co, już wymię kasz? – rzucił przez
ramię z szyderczym uśmieszkiem.- Miki! – krzyknął do biegnącego około dziesięciu
metrów przed nami szatyna. – Ile jeszcze?
Miki odwrócił się.
-Zaraz będziemy na miejscu.
·
Kiedy ukazała się przed nami
jakaś większa przestrzeń, przystanęliśmy. Wzdłuż płynącej z cichym szumem dość
wąskiej rzeczki znajdował się sprzęt sportowy. Przynajmniej tak to wyglądało na
pierwszy rzut oka.
-Dalej chłopaki, do roboty. –
rzucił brunet i udał się do jednej z maszyn. Reszta podążyła tym samym tropem.
W końcu zrozumiałem, że ten cały sportowy asortyment tak naprawdę jest czymś w
rodzaju małpiego gaju. Ech… Czyli to na tym polegał drugi etap dnia
dzisiejszego.
-Ej! Nad czym się zastanawiasz?! –
zaczął poganiać mnie blondyn z wyraźnym niezadowoleniem. Z ociąganiem
podszedłem do wysokiej drabinki. Okazało się, że jest tak wysoka, że ledwo do
niej doskoczyłem. Było mi strasznie głupio. Może dla nich taki zabawy były
czymś naturalnym, ale ja czułem się co najmniej nieswojo. Rozumiem, chcą, żebym
był nowym członkiem ich gangu, ale nawet nie zapytali mnie o zdanie. Zaskakują
mnie wszystkimi działaniami, jakby nie mogli mnie wcześniej poinformować o tym,
co planują robić. Nie podoba mi się to. Cholerni sadyści.
Co ja w ogóle tu robię. Po co się
ośmieszam? Natychmiast puściłem poręcz i poszukałem wzrokiem czegoś, co
znajdowałoby się jak najdalej od wkurwiającego blondyna i reszty. Usiadłem na
jednej z ławek treningowych i zacząłem ćwiczyć. Po jakimś czasie wszyscy
wymienili się sprzętem, żeby nie ćwiczyć ciągle na tym samym. Nie wiem która
była godzina gdy wróciliśmy do rozwalonej ‘kwatery głównej ‘ gangu. Od razu
skierowałem się w stronę ‘mojego’ pokoju. Miałem wszystkich w dupie, wykończyli
mnie do reszty.
Położyłem się, a ostatnie słowa jakie wymamrotałem
przed zaśnięciem
brzmiało ‘debile’.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz